
Tatry
Lodowy Szczyt
przez Lodowego Konia
Prawdziwy zastrzyk adrenaliny
Dziś jesteśmy w składzie takim samym jak na Koprowym Szczycie, czyli ja, Tomek i Grzesiek. Wejście na Lodowy Szczyt trzeba planować, kiedy jest dobra pogoda, oczywiście ze względu na trudności. Prognozy dziś się sprawdzają, na razie na niebie nie ma żadnej chmurki.



Na Lodowy idzie się głównie na „konia”, czyli grań tak ostrą i wąską, że wymaga przejścia okrakiem, tak jakby siedząc na koniu. Nie chciałbym przechodzić tamtędy przy mokrej skale. O Lodowym Koniu krążą legendy. Podobno widok na kilkusetmetrowe przepaście, po obydwu stronach grani, potrafi sparaliżować śmiałków podchodzących do tego wyzwania 🙂 Zobaczymy, jak to będzie. Szczyt pod względem wysokości jest trzeci w Tatrach, ma 2628 m. Tomek był kiedyś na nim, jakieś 10 lat temu. Wtedy był jeszcze nieopierzonym „górołazem”. Wejście wydawało mu się bardzo trudne.
Punktem startowym jest Stary Smokowiec, gdzie zostawiamy auto. Szlakiem wzdłuż torów idziemy do Hrebenioka. Tradycyjnie odpoczywamy chwilę na drewnianych leżakach. Byliśmy tutaj dwa tygodnie temu – klik – . Na rozstaju szlaków, za Rainerową Chatą idziemy w prawo przez mostek – do Doliny Małej Zimnej Wody. Na kolejnym, większym moście przechodzimy obok 20-metrowego Olbrzymiego Wodospadu (słow. Obrovský vodopád). Stąd jest niedaleko do schroniska – Chaty Zamkowskiego, gdzie zatrzymujemy się na krótki odpoczynek. Z doliny bardzo dobrze widoczna jest Pośrednia Grań – jeden z niższych (2441 m), ale trudniejszych szczytów, należących do Wielkiej Korony Tatr.


Dochodzimy do końca doliny. Ten ostry grot na zdjęciu poniżej jest zwany Żółtą Skałą. Znajdujemy się przy wodospadach, spływająca tędy woda przepływa przez Stawy Spiskie, które są położone bezpośrednio za wzniesieniem.

Podchodzimy do leżącej na wysokości 2000 m Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Przy jej ujściu stoi schronisko – Chata Tery’ego. Rozległa przestrzeń przed schroniskiem, z szerokimi kamieniami to idealne miejsce na przystanek. Z powodu świetnych widoków schronisko jest popularnym miejscem docelowym wybieranym przez piechurów górskich. Na wprost widzimy nasz cel. Z tego miejsca wyższa wydaje się Lodowa Kopa, leżąca bliżej. Lodowy faktycznie przebija Kopę o 26 m.


Po naszej prawej stronie leżą trzy szczyty powyżej 2500 m: Baranie Rogi (2530 m), Durny Szczyt (słow. Pyšný štít – 2622 m) i Łomnica (2634 m). Dla widoków na Tatry Wysokie warto podejść nawet tylko do samego schroniska.


Dalszy marsz rozpoczynamy szlakiem na Czerwoną Ławkę. Na wysokości ostatniego stawu skręcamy ku bardzo dobrze widocznej ścieżce, obchodząc staw z lewej strony. Przed nami leży śniegowe pole. Nazwa Lodowy wzięła się właśnie z powodu długo utrzymującego się śniegu na tych terenach. Idziemy na wprost, ku nieprzyjemnie wyglądającym kamiennym piargom. Tym największym piarżyskiem z lewej, po osuwających się kamieniach trzeba podejść wzwyż.

Po przejściu przez kamienie teren staje się trawiasty, z wyraźną zygzakowatą ścieżką. Mamy stąd dobry widok na Stawy Spiskie i Chatę Tery’ego stojącą u ujścia doliny. Do samej przełęczy należy trzymać się cały czas lewej strony zbocza. Nie powinno być tutaj większych problemów z orientacją.

Wchodzimy na górę do miejsca z widocznością na drugą stronę, czyli na Ramię Lodowego. Widać między innymi Wysoką, Rysy, a w oddali Krywań.


Ale najciekawszy widok jest najbliżej. Przed nami grań Lodowego wprowadzająca na szczyt. Wreszcie zaczyna się to, co w górach najprzyjemniejsze 🙂 Przynajmniej dla mnie. Czyli graniowa wspinaczka z widokami na obie strony.

Grań nie jest trudna, ekspozycja początkowo staje się umiarkowana, aż dochodzimy do konia, czyli miejsca, które budzi prawdziwe obawy i napięcie. Lodowy Koń to poziomy odcinek grani o długości 22 m, z olbrzymią „lufą”. Faktyczny test odporności na ekspozycję. Najpierw idzie Tomek, najbardziej z nas doświadczony, Grzesiek jest pośrodku, ja zamykam grupę. Nie ma tutaj miejsca na błędy. Jedną nogę można zawiesić nad Doliną Stawów Spiskich, leżącą około 600 m niżej, a drugą nad jeszcze większą przepaścią – Sucha Dolina jest około 800 m niżej. Postanawiam przejść przez konia bez większego rozglądania się na boki, skupiając się na stawianiu stóp we właściwych miejscach i przemyśleniu chwytów.

Zatrzymuję się pośrodku. Pomiędzy większymi kamieniami jest niżej położony płaski mały. Najbezpieczniej byłoby na nim stanąć. Chyba się nie ruszy? Kamień ledwie zapewnia miejsce na dwie stopy. Przechodzę kolejną skałę, obejmując ją rękami z lewej strony.

Najtrudniejsze już za mną, pozostaje jeszcze końcówka. Zejście na dół z dużych kamieni jest proste, można opuścić się nieco na wygodny „schodek”. Przechodzę konia, nie było tak trudno. Szybko poszło, jednak ekspozycja robi swoje. Ręce i stopy same z siebie wpadają w drgania 🙂


Wspinamy się dalej. Z tyłu mamy widok na zielone Tatry Bielskie. Jesteśmy już bardzo wysoko. Idziemy po grani, nieco się pochylając, żeby obniżyć środek ciężkości. Tutaj można się poczuć jak na dachu świata 🙂 W okolicy nieco wyższa jest tylko Łomnica.

Już jest – Szczyt Lodowego. Wchodzimy na tatrzańskiego olbrzyma 🙂 Ależ tu są widoki! W bezpośredniej bliskości widzimy Kołowy Szczyt, Baranie Rogi i Durny Szczyt. Za tym ostatnim na tej wysokości można zobaczyć niewidoczną do tej pory grań Kieżmarskiego Szczytu. Dolinę Pięciu Stawów Spiskich zamyka Łomnica i Pośrednia Grań. Po zachodniej stronie widać Gerlach i dwuwierzchołkową Wysoką.




Oprócz nas na szczycie jest kilka osób. Prosimy kogoś o zrobienie zdjęcia. Choć ten człowiek przekroczył już pięćdziesiątkę, w niczym to mu nie przeszkadza. Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć chodzić po górach. W jego przypadku było to 46 lat. Jest tu już trzeci raz.



Wejście to połowa sukcesu, trzeba jeszcze wrócić. A powrót jest ponownie… przez konia 🙂
Na wąskiej grani nie da się mijać osób. Chłopaki z naprzeciwka, mimo że zaczęli już przechodzić, decydują się przepuścić nas jako pierwszych. Widać, że czują respekt przed górą. Przejście z powrotem jest już łatwiejsze. Nie ma czego się bać. Koń nie jest trudny technicznie, mimo że to duża ekspozycja, nie ma wielkiego ryzyka poślizgnięcia czy odpadnięcia. Nikt tu jeszcze nie zginął.




Poniżej zamieściłem film z przejścia przez Lodowego Konia od strony szczytu – nagrany 2 tygodnie później. Tomkowi było mało i przeszedł się drugi raz – z drugim Tomkiem – autorem filmu. Warto obejrzeć całość od początku.



Wracamy tą samą trasą do Starego Smokowca. Po drodze zatrzymujemy się w dwóch schroniskach, żeby uczcić udane wejście.
Lodowy jest super. Kawał góry na cały dzień. Dobrze, że Tomek robił zdjęcia na koniu (i nie tylko) – ja się nie odważyłem wyciągnąć telefonu 🙂 Po wycieczce, jeszcze przez jakieś 3 tygodnie, trzymała mnie bardzo pozytywna energia. Po prostu wtedy człowiek czuje, że żyje 🙂