
Tajlandia
Phra Nang Beach
najbardziej znane miejsce w prowincji Krabi
Railay Beach czyli perła morza andamańskiego
Na Railay Beach czyli Rai Leh dojeżdżamy z Khao Sok, transport jest z góry opłacony, najpierw jedziemy vanem do Krabi. Po kilku minutach oczekiwania na dworcu, podjeżdża taxi, kierowca szuka osób jadących do Railay. Auto zabiera nas na przystań łodzi. Kilka minut oczekiwania i jesteśmy już na pokładzie. Wszystko poszło bardzo sprawnie. Transport jest naprawdę mocną stroną Tajów, wszystko jak w zegarku, minimum formalności. Całość kosztuje 550 THB (71,50 zł) na osobę.

Na Railay można dopłynąć z Krabi lub Ao Nang. To nie jest wyspa, ale dojście ze strony lądu jest odcięte przez wysokie skały wapienne. Przy odpływie da się dojść tam piechotą tylko ze strony Krabi – raczej tego nikt nie praktykuje. Płyniemy typowym „longboat’em. Tajskie łodzie nie mają sterów, steruje się nimi poruszając na boki i w górę/dół długą dźwignią zakończoną śrubą.

Dopływamy do pomostu zrobionego z połączonych elementów z tworzywa sztucznego wypełnionych powietrzem. Nie jest to rozwiązanie bardzo estetyczne, ale praktyczne i proste w naprawie. Przypływ i odpływ jest dwa razy dziennie, woda cofa się daleko a taki pomost zapewnia automatyczne poziomowanie. Na Railay są cztery plaże, Railay East i West, Tonsai oraz Phra Nang – ta najbardziej ciekawa, z klifami i wielkimi skalnymi soplami – stalaktytami zwisającymi nad wodą. Mamy dwa noclegi w Rapala Rock Wood Resort – prawie na końcu Railay East.



Po zameldowaniu idziemy na plażę Phra Nang. Zaraz z lewej strony znajduje się jaskinia wypełniona drewnianymi penisami, wielu turystów przychodzi je obejrzeć. Bardzo kiczowate miejsce, można zerknąć i iść dalej. Aneta narzeka na ilość osób, chociaż wcale nie ma ich tak wiele. Nad Bałtykiem bywa więcej. Szukamy bardziej odludnego miejsca, przechodzimy pod soplami, akurat poziom wody jest po kolana.


Po skałach idziemy jak najdalej. Są tam ostro zakończone, dość strome niewielkie piramidki wystające z wody. Dobre miejsce do wspinania się 🙂 Zostawiamy plecaki na brzegu, odpowiednio wysoko, żeby nie zostały zatopione przez wodę.

Skały są tak ostre, że nie da się na nich postawić gołej stopy. Muszę założyć buty.


Trzeba uważać, żeby nie spaść, na „grani” jest niewiele miejsca. Jest tak wąska i ostra, że nie da się usiąść. Z piramidki rozciąga się widok na wielki pomarańczowy klif oraz na wysoką skałę Ko Rang Nok.


Na skałach można zobaczyć kraby, mniejsze – w kolorze skał i większe – zielone. Piramidki są mocno podcięte przez wodę. Po jakimś czasie powstaje „grzybek”, skała zawala się i proces erozji zaczyna się od nowa. Zaczyna się odpływ, wracamy na plażę.





Można teraz suchą stopą dojść do Ko Rang Nok. Przechodzę dookoła skał.


Woda odsłoniła wiele kolorowych ukwiałów i koralowców. Trzeba uważać, żeby ich nie rozdeptać. Znajduję jeszcze strzykwę morską i większe kraby.






Z tego miejsca widać w całej okazałości pomarańczowy klif i naszą piramidkę.

Idziemy na drugi koniec plaży, Phra Nang ma około 400 metrów długości. Kończy się wysoką skałą bez możliwości obejścia. Odsłonięte przez wodę skały podczas odpływu prezentują się bardzo ciekawie.


Czekamy jeszcze na zachód słońca z widokiem na Ko Rang Nok. Super miejsce!

Wracamy. Na Railay East jest wiele knajp i restauracji, jedna obok drugiej. Część z muzyką na żywo i innymi atrakcjami. Bardzo atrakcyjnie prezentuje się Avatar Railay Beach – oświetlenie robi klimat. Na kolację jemy całą świeżą rybę – red snappera, a na deser torona – smażone banany zawinięte w cieście. Do deseru używa się mniejszych, innych bananów niż znane w Polsce. Toron smakuje inaczej niż na Filipinach, ciasto jest bardziej delikatne.
Powrót do domu zaskakuje nas przywitaniem przez nietoperze w wejściu.