
Filipiny
San Lorenzo i wodospady Busay
Miasteczko i zespół wodospadów
Małe miasteczko na Filipinach.
Po wczorajszej wyrypie na Malinao wstajemy nieco później. Jedziemy do San Lorenzo jeepem. Dziwimy się, że jazda trwa dłużej niż zwykle, ponieważ jeepney zatrzymuje się na przystankach i czeka po kilka minut na pasażerów. O tej porze jeździ niewielu ludzi, większość już pracuje.



Wysiadamy w San Lorenzo. Dawno nie pływałem, w okolicy Legazpi nie ma plaży. W San Lorenzo jest niezbyt ciekawa plaża z ciemnym piaskiem, okolica jak i sama plaża jest zaśmiecona. Pływam tam w morzu kilkanaście minut. Na plaży jest zadaszona bambusowa ławeczka ze stołem. Gdy przez chwilę tam siedzimy podchodzi do nas pani i mówi, że to miejsce jest do wynajęcia, co nas dziwi z powodu śmieci leżących obok.


Po kąpieli idziemy przez miejscowość, po drodze kupujemy bardzo dobre pieczywo, różnego rodzaju słodkie bułeczki (około 5 peso za sztukę – 38 gr) oraz próbujemy jedzenia z lokalnej „garmażerki”. Mimo niezbyt zachęcającego wyglądu tego miejsca, jedzenie było dobre, najlepsze były małe grillowane rybki. Do jedzenia dostajemy gratis zimną wodę.



Na ulicy suszy się węgiel, można zobaczyć również podobnie suszony ryż. W San Lorenzo jest szkoła średnia, na plakatach są zdjęcia byłych uczniów wraz z wynikami ich egzaminów, którzy ukończyli studia w Manili. Mieszkańcy bez wątpienia są z nich dumni. Przechodząc ulicami można zobaczyć liczniki na energię elektryczną. Na jednym słupie może ich być piętnaście.










Tak wygląda mała miejscowość na Filipinach. Po wizycie w San Lorenzo, jedziemy jeepem zobaczyć wodospady Busay. Jeepney zatrzymuje się przy głównej drodze, wodospady są około 1,5 km dalej. Do wodospadów dojechaliśmy motorem, płacąc aż 80 peso (6 zł) w jedną stronę. Nasz błąd, trzeba było zapytać przed jazdą jaki będzie koszt. Kierowca zna trochę Polskę, jego kuzyni pracowali w Łodzi.

Wodospady Busay
Wejście na wodospady jest płatne, koszt 10 peso/osoba (76 gr). Oprócz nas jest tylko para obcokrajowców, którzy i tak nie są w stanie wspiąć się do drugiego wodospadu 😉 Pierwszy wodospad wygląda tak:



Żeby dotrzeć do drugiego wodospadu, trzeba się cofnąć jakieś trzydzieści metrów w kierunku wejścia, potem skręca się w lewo. Ścieżka nie jest dobrze oznaczona, nie widziałem jej idąc w drugą stronę. Po około dwustu metrach docieramy do kolejnego piętra wodospadów. Wejście nie jest zwykłą ścieżką, trzeba trochę się wspinać, jest nawet lina ubezpieczająca. Nikogo tutaj nie ma, przy samym wodospadzie woda jest głęboka, super miejsce, można się rozkoszować orzeźwiającą kąpielą w pięknym miejscu bez innych turystów 🙂


Idziemy dalej w górę. Docieramy do kolejnego wodospadu, tutaj można podejść bezpośrednio pod słup wody, woda w tym miejscu sięgała pasa. Podobno wodospadów jest siedem, chodziłem szukać kolejnych, ale nie było widać wyraźnej ścieżki. Może Wy zobaczycie więcej.



Wracamy piechotą, z lewej strony mamy bardzo dobry widok na Malinao.

Rozdzielamy się, ja jadę autobusem do Legazpi, jako jedyny białas z siedemdziesięcioma Filipińczykami. Aneta zwiedza Santo Domingo. Wieczorem na spotkaniu z Jessiką próbóję Baluta. Balut to jajo z kurczaczkiem w środku, podobno najobrzydliwsze danie świata. Smakuje dobrze, nie ma nic twardego, miękkie ciepłe mięsko. Trafiło mi się dobre 😉


